Nad ranem, po długiej podróży – Rome, sweet Rome. A w Rome – załatwianie reklamacji bagażowych u miłej pani na stoisku Srilankan Airways, szok termiczny w oczekiwaniu na autobus do centrum miasta, wykwintne śniadanko złożone z bagietek, parówek, jogurtu i kawy, (na wspomnienie omlecików zaczynam się jo-jąkać ;), a potem spacerek po Watykanie i nad Tybrem. O 17.00 powrót na lotnisko, wprost w objęcia Krisssa, który wynudził się w oczekiwaniu na przesiadkę w Belgradzie, przez co skrócił mu się pobyt w Rzymie. Pozostał więc na lotnisku, dając spokój planom podboju Wiecznego Miasta.