Wilczym rankiem przed śniadankiem naszą wesołą kompaniję opuszcza Krisss. Leci Etihadem (przechrzczonym przez wycieczkowych złośliwców na Dżihad Airways) do Abu Dhabi dużo wcześniej, niż my naszym Srilankan do Colombo. Lankijskie tygryski wylegują się w łóżeczkach do 9.00, po czym udają się na zimnawy tarasik z zapleczem kuchennym, by skorzystać z dobrodziejstw szwedzkiego stołu, na którym hojna ręka umieściła dżem, tosty i jakiś rozcieńczony pomarańczowy soczek. Humorki dopisują, więc przepijamy te wykwintne frykasy poranną kawą, zastanawiając się nad tym, jak tu porazić Krisssa opowieściami o wypaśnym śniadanku. Po dłuższej chwili, ponaglani przez gorliwą panią z obsługi, opuszczamy nasz jednonocny dom i ruszamy w stronę Aeroporto di Fiumicino. Na miejscu okazuje się, że pośpiech wyszedł nam tylko na dobre, bowiem żmudna odprawa paszportowo – bagażowa pochłania niemal w całości skromne rezerwy czasowe. Ok. 15.30 logujemy się na pokładzie boeinga Srilankan Airways i po dłuższej chwili rozpoczynamy wielogodzinny lot do Colombo.