Geoblog.pl    Pirx    Podróże    Indonezja 2013-2014    Ijen i skok na Bali
Zwiń mapę
2013
12
gru

Ijen i skok na Bali

 
Indonezja
Indonezja, Ijen Mountains
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13434 km
 
O 4.00 jesteśmy na nogach i podpierając się nosami wsiadamy do auta. W rzednących ciemnościach pokonujemy ostatnich kilkadziesiąt kilometrów do Paltuding Pos, by ok. 6.00 osiągnąć pozycje startowe do wyprawy na wulkan. Tym razem nie da ra­dy dojechać pod sam szczyt: ścieżka jest wąska, pnie się ostro do góry. Wokół tylko jakieś krzaczory, mgła i poch­mur­ny świt. Dołączają do nas dwaj górnicy, a właściwie tragarze, którzy codziennie udają się w długą, wyczerpującą pod­róż do wnętrza krateru, odłupują bryły krystalizującej na jego zboczach siarki, a następnie znoszą je na dół w prze­wie­szo­nych na poziomej tyczce bambusowych koszach. Sympatycznie zagadują, opowiadają o swojej katorżniczej pracy, cierpliwie odpowiadają na pytania ze „Shreka” w stylu: „Daleko jeszcze?”. A my zdychamy ze zmęczenia na stromych po­dejś­ciach, wypatrując punktu ważenia siarki, o którym czytaliśmy w przewodniku. Po dro­dze mijamy schodzących z góry tragarzy. Ich kosze ważą od 60 do 80 kilogramów, a oni za jeden kurs dostaną rów­nowartość ok. 8 USD. Dzien­nie są w stanie dwukrotnie wejść na wulkan i znieść na dół siarkę – żywicielkę. Miesz­kają w skromnych szałasach na zbo­czach góry, pozbawionych elementarnych udogodnień. Ich zarobek to i tak mis­trzos­two świata w ubogiej In­do­nezji, gdzie średnia miesięczna pensja nie przekracza 150 USD.

W kropiącym deszczu wychodzimy wreszcie na równię pod szczytem (ok. 2.800 m n.p.m.), gdzie dopadają nas opary duszącej siarki. Kasz­lemy, prychamy, łzawimy i z wdzięcznością przyjmujemy oferowane przez towarzyszących tra­ga­rzy pry­mi­tyw­ne mas­ki z nasączonymi wodą pochłaniaczami. Na krawędzi krateru łapie nas zimny, rzęsisty deszcz, wi­docz­ność po­gar­sza się z minuty na minutę. Głęboko w dole, w czeluściach wulkanu lśni turkusowe jezioro, po lewej stro­nie z wielkich fumaroli płyną w niebo słupy gryzącego dymu. W dole, niczym mrówki, uwijają się górnicy i tragarze, nik­nąc raz po raz w trujących oparach siarki. Inni powoli, krok za krokiem wspinają się ku nam z ciężkimi koszami, opusz­czając choć na parę godzin to ziemskie inferno. Wręczamy naszym opiekunom po kilka dolarów za pomoc, za uśmiech, za wytr­wa­łość w tej walce o byt, którą przychodzi im staczać każdego dnia. Schodzimy do osady u podnóża wulkanu zmoknięci, zmęczeni, lecz pełni wrażeń i refleksji. Na nogi stawia nas ciepła zupka w proszku i łyk coli. Potem już tylko hop do busa i kontynuujemy podróż w stronę miasteczka Ketapang, z którego odchodzą promy na pobliską Bali.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (1)
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedził 3.5% świata (7 państw)
Zasoby: 43 wpisy43 4 komentarze4 31 zdjęć31 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróże
04.12.2013 - 08.01.2014
 
 
24.11.2010 - 21.11.2013