Żegnamy się z awanturniczymi Australijkami, niedouczonym Francuzem i uparcie milczącym Japońcem, kupujemy w kasie śmiesznie tanie bilety (6.000 IDR na głowę), mustrujemy na oczekujący prom i po ok. 1,5 godziny przybijamy do przystani w balijskim Gilimanuk. Z daleka pozdrawia nas górujący nad wzgórzem posąg jakiegoś buddyjskiego bóstwa.