Kolejny dzień indonezyjskiej włóczęgi straszył nas od rana posępnymi chmurami, ale mimo to postanowiliśmy zrealizować plan podboju okolicznych raf koralowych. W tym celu popłynęliśmy wynajętą łodzią na pobliską wyspę i przez parę godzin oglądaliśmy niesamowity podwodny spektakl, mieniący się bogactwem kolorów, różnorodnością kształtów, dynamiką życia. Padający przelotnie deszcz nie robił na nas specjalnego wrażenia. Po południu powróciliśmy do Labuan Bajo i pomni wczorajszych obietnic udaliśmy się do poznanej już wczoraj włoskiej knajpy. Na miejscu czekała niemiła niespodzianka. „Closed” – wieszczył obcojęzyczny napis na drzwiach, choć w środku świeciło się światło, a kelnerzy biegali między pustymi stolikami. Wycieczkowi szydercy doszli do wniosku, że Włoch wolał zamknąć knajpę do naszego wyjazdu, niż wystawiać na kolejną próbę wątpliwe kompetencje swojego personelu. Pojedliśmy więc w sąsiedztwie i wyruszyliśmy na dłuższy spacer w poszukiwaniu kremów po opalaniu, środków przeciwbólowych i lodu dla Fiodora, który w dalszym ciągu nie mógł dojść do siebie po pobycie na plaży w Sanur. Misja zakończyła się niepowodzeniem, ale z pomocą przyszła nam... indonezyjska służba zdrowia. Nasz bungalow znajdował się tuż przy szpitalu, z którego na prośbę Krisssa przybył pielęgniarz i obejrzał poparzonego Fiodora. Zanim zdążyliśmy wrócić z miasta z pustymi rękami – odbył już telefoniczną konsultację z lekarzem, wsiadł na motorek i pojechał do portu po lód. Ostrzegł nas, że jeżeli do rana opuchlizna nie zejdzie z nóg, to konieczna będzie hospitalizacja. W minorowych nastrojach kładliśmy się spać – tym bardziej, że następnego dnia planowaliśmy pożegnać Labuan Bajo i udać się wgłąb Flores, do odległych o kilkaset kilometrów miasteczek Bajawa i Riung. W tej intencji wraz z Satanisławem odbyliśmy zresztą zażartą rundę negocjacyjną z lokalsami, wynajmując busa z kierowcą na kolejne 5 dni za 6,5 miliona „szmaciaków”.
Przez cały dzień nad wyspą utrzymywało się spore zachmurzenie. Zdjąłem więc podczas kąpieli w morzu koszulkę i... solidnie się spiekłem! Nauczka dla wszystkich, którzy snorklują na równiku: smarujcie się filtrem i pływajcie w koszulkach, jeśli nawet wydaje się wam, że nie świeci na was słońce.