O poranku zjadamy śniadaniowy zestaw obowiązkowy (jak ja nienawidzę omletów, królestwo za szynkę!!!), pakujemy się do auta i śmigamy na lotnisko. Lot na Bali nieco się opóźnia, ale w końcu przyleciał nasz poklejony taśmą Merpati i po 45-minutowym locie i krótkiej podróży taksówką znaleźliśmy się w dobrze nam znanym Anika Hotel & Spa.
Spacer po mieście rozpoczynamy od namierzonego przez chłopaków „poprzednią razą” prawdziwie europejskiego sklepu z bagietkami i kurczakiem z grilla. Po miesiącu azjatyckiej diety człek sprzedałby własną nerkę za konserwową z „Krakusa”, a potem pożarłby ją razem z puszką! Konsumujemy nabyte wiktuały na miejscu, po czym ruszamy w miasto w poszukiwaniu pamiątek i prezentów. Na pierwszy ogień poszła koszulka piłkarska dla syna – Tomasza. Dialog ze sprzedawcą układał się mniej więcej tak:
- Halo Misterrr! Czego potrzebujesz?
- Koszulki piłkarskiej z nazwiskiem Rooney'a dla mojego syna.
- Oczywiście Misterrr. Wejdź proszę, usiądź. Mam dobrą cenę, specjalnie dla ciebie. To jest koszulka z nazwiskiem Oezila...
- Ma być Rooney. Mój syn prosił o Rooney'a. Masz Rooney'a? Potrzebuję koszulki w rozmiarze L.
- OK, Misterrr... Mam koszulkę o rozmiarze L. Beckham. Może być?
- N! I! E! Ma być Rooney w rozmiarze L! Rozumiesz? R! O! O! N! E! Y!
- OK, Misterrr. Poczekaj. Będzie Rooney.
Po chwili:
- Misterrr – proszę bardzo, jest Rooney. Spójrz, dobra jakość.
- Po ile?
- Usiądź Misterrr. Jak masz na imię? Skąd jesteś?
- Rychu. Z Chociwla.
- Z Chociwla? Bardzo miłe miejsce...
- Wiem, że miłe. Po ile ta koszulka?
- Specjalnie dla ciebie, Misterrr... 670.000 rupii (ok. 55 USD).
- Chyba żartujesz?! Dzięki. Wychodzę.
- Poczekaj Misterrr! Jaka jest twoja cena?
- 90.000 rupii (ok. 7 USD). Więcej nie dam.
- To bardzo dobra koszulka. Oryginalna.
- Wiem wiem. Oczywiście, że oryginalna. Dlatego dam 90.000.
- Misterrr... 120.000 (ok. 10 USD) to bardzo dobra cena.
- Jasne. Ale 90.000 lepsza. Poza tym nie mam rupii.
- Możesz zapłacić w dolarach, Misterrr.
- Dobrze. Niech będzie w dolarach. Po jakim kursie?
- Mmm... Wymiana... Mmm... Po 10.000 rupii za dolara.
- Ale dolar jest po 12.000. Jest tu w pobliżu jakiś kantor?
- 50 metrów stąd. Ale weź koszulkę, Misterrr. Pieniądze przyniesiesz później.
- OK. Niech będzie. Przyniosę...
Jak myślicie? Dlaczego tak gorliwie nalegał, żebym od razu wziął tę koszulkę? Pewnie i tak przepłaciłem o 2-3 USD, ale towar był naprawdę przyzwoitej jakości :). Tak właśnie wygląda handel w tej części świata. Ostatecznie i tak prędzej czy później kupisz swojego Rooney'a, jednak zawsze musisz wykazać zimną krew i nie ulegać stosowanym wobec Ciebie technikom negocjacji.
Tego wieczora w hotelu Fiodor dwukrotnie przeżył déjà vu. Najpierw w recepcji spotkał znajomą krewką Australijkę, która parę tygodni temu robiła zadymę na Bromo z powodu rzekomo zniszczonej walizki (taki wielki kraj, a ta jędza znowu z nami!). Następnie wracając do pokoju pomylił drzwi i wparował do identycznego apartamentu, w którym mieszkał wraz z Krisssem parę tygodni temu, po czym trajkocząc od wejścia o poprawiającej się pogodzie minął krótki korytarzyk i... nadział się na dwóch oniemiałych Japońców, wylegujących się grzecznie w swoich łóżeczkach. Miny obu stron – bezcenne! :)